niedziela, 30 sierpnia 2020

Sześć lat w medycynie, czyli wszystkich prace świata

 Przeżyłam:

Staż podyplomowy. Odpowiedzialność mala, ale w dużym szpitalu i małe możliwości nauki. Do każdego pacjenta czai się kolejka stażystów i studentów. A jak jeszcze po drodze masz kryzys to niewiele z tej medycyny prawdziwej uświadczysz.

Specjalizacja z interny. Jak trafisz na fajnych ludzi to pewnie jest super, ale w przeciwnym razie znajdziesz się w piekle. Inni lekarze traktują rezydenta jako świeży umysł z nowo nabytą wiedzą, a w ramach tego podziwu oddają ci wszystkie papiery do zrobienia, w pip dyżurów, konsultacje na innych oddziałach i edukacyjny opierdziel. Ale wiedza wspaniała. Bez ironii.

SOR. Ponoć jest tu więcej pozwów niż na słynnej ginekologii. Najłatwiej wtopić, a chaos nie pomaga. Miejsce zsyłki rezydentów. Najciekawsze są nocki, bo pacjentów mniej, więc więcej czasu (a jak się przy okazji patologicznie nie sypia, to super). 

Nocna Pomoc Lekarska. Tak samo łatwo wtopić. Pacjentów masz ze wszystkim, dosłownie. Po kilku dyżurach nic nie jest już cię w stanie zdziwić. Do następnego dyżuru...

POZ... to następnym razem.

sobota, 22 sierpnia 2020

Sztuka zaczynania od nowa

Na pewno tu nadaję się o wiele bardziej niż do szpitala. Nie ma nocek przede wszystkim, chociaż przez rok pracowałam w Nocnej Opiece Chorych i było ok. Poprzestawiałam priorytety. Zaczęłam drugą rezydenturę, pracę w POZ i życie od nowa.

Mam nadzieję, że z powodzeniem.

Może niedługo opiszę Wam swoją pracę, tak jak kiedyś opisałam pracę na oddziale chorób wewnętrznych. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil. Do dzisiaj derealizuję na myśl o tym, do dziś słyszę tamten czarny telefon i zegar na ścianie.

Teraz jest inaczej, koszmary pojawiają się rzadziej, zastępuje je jawa.

Spędziłam półtora miesiąca w szpitalu psychiatrycznym, gdzie powoli uświadamiałam sobie, co to wszystko znaczy. Kim jestem?