środa, 2 września 2020

A little girl in the world of general practicioners

Wyłączając czas spędzony w szpitalu za kratami, na rezydenturze z medycyny rodzinnej jestem pół roku. Mogę o tej pracy powiedzieć jeszcze niewiele, ale... może jednak coś?

Nie ma idealnego świata - ani idealnie dobrego, ani złego. POZ doskonale wpisuje się w to stwierdzenie. Dla jednych (np dla mnie) jest wybawieniem, dla innych piekłem groszoróbstwa i papierologii. Polska medycyna rodzinna jest bardzo daleka od serialowych szpitalnych przygód Dereka S., ale cóż, polski oddział Interny bywa jeszcze dalszy.

Stawka kapitacyjna, refundacje, kontrakty, subkontrakty, listy badań finansowanych... - te słowa spędzają sen z powiek lekarzom i pacjentom. Doktor House by tu zginął. Świat recept z kodami, skierowań z numerami, zaświadczeń wydanych w celu okazania odpowiednim organom lub do wiadomości lekarza prowadzącego. ZUS i ich renty, CPR i stopnie niepełnosprawności, NFZ i sanatoria, MOPS i opieka środowiskowa. Kiedyś papier, dzisiaj klikanie na klawiaturze.

- Pani Wiśniewska, cóż to panią do mnie sprowadza?

Wszystko. Absolutnie wszystko. ICD-10 complex.

Odsyłam do domu. Z receptą, skierowaniem do poradni, na badanie, do szpitala - tam zawozi córka, transport, pogotowie ratunkowe.

A czasem pozostaje dwiema kartkami A4 spełnić najgorsze sny rodziny.

Wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz