niedziela, 19 listopada 2017

Dyżury a specjalizacja - subiektywnie.

Rozmawiałam ostatnio ze znajomymi i za sprawą kolegi-rezydenta, specjalizacji innej niż moja, pojawił się temat dyżurów i ich ciężkości. Skłoniło mnie to do pewnych przemyśleń, jako że na kilku oddziałach już pracowałam i z różnymi rezydentami i specjalistami różnych dziedzin o dyżurach zdarzało mi się rozmawiać.
Mianowicie prawie zawsze opowieści o dyżurach naszpikowane były dramatyzmem, brakiem snu, niebywałym zmęczeniem. No jak to po dyżurze, w końcu doba w pracy to trochę przydużo jak na normalny rozkład aktywności dziennej (i nocnej). Z typowych opisów dyżuru wyłania się jednak obraz pracy non-stop, biegania bez możliwości zjedzenia kanapki, pójścia do toalety, a takie słowo jak "sen" zostaje w ogóle zapomniane. 
Jedynymi (!) specjalistami (czy też rezydentami), których opinie były zgoła inne, byli psychiatrzy. Tak, na specjalizacji z interny jest staż z psychiatrii, co może trochę dziwić, ale przynajmniej człowiek coś tam sobie poogląda. I posłucha - na przykład o dyżurach. Tak więc z relacji samych psychiatrów dyżury tamże są całkiem lekkie, przyjemne, rozdaje się wieczorem Relanium czy Lorafen i idzie spać. Luzik. 
A co wynika z moich własnych, subiektywnych obserwacji? 
Każdy po dyżurze jest zmęczony. Jednak specjaliści "somatyczni", dokładnie tak samo, jak psychiatrzy, zostają często po dyżurze coś zrobić na oddziale, ba, na niektórych oddziałach robią jeszcze regularny obchód. Idą też do innych prac. Nie umierają ze zmęczenia (przynajmniej większość, bo z relacji mediów czasem umierają...). W każdym razie poziom zmęczenia somatyków i psychiatrów nieróżni się jakoś szczególnie. 
Co do snu, to wiadomo, że sen na dyżurze jest raczej lekki, mało odprężający i przerywany, ale z reguły... no jest. Kolega z anestezjologii wieczorami opowiada o tym, jak to u nich jest ciężko i W OGÓLE się nie śpi, a rano zdaje relację, że właściwie o północy to on już się położył i chyba to na dyżurze przespał więcej niż w czasie poimprezowej nocy. ;) 
Dlaczego więc tak różne relacje, a może i własne odczucia, między psychiatrami i resztą?