poniedziałek, 29 listopada 2021

Pociąg

 Jadę pociągiem. Dzień jak co dzień, zmierzam do pracy, by pomagać ludziom i dostawać za to pieniądze. By spotykać innych: pacjentów, ale przede wszystkim współpracowników, z którymi mogę porozmawiać.

Jadę pociągiem. Dookoła zaspani ludzie, nawet na mnie nie patrzą, bo po co. Ja też jestem zaspana, a jakże. Dzisiaj wcześnie wstałam, jakoś tak sama z siebie, wypiłam kawę, zjadłam śniadanie. Normalny dzień. Czy ci ludzie dookoła też uważają ten poranek za zwyczajny?

Nie potrafię wczuć się w emocje innych ludzi, a jednak podzielam jedną ich myśl: myśl o pracy. Oni najpewniej też tam jadą. A może chłopak naprzeciwko jednak podróżuje w innym celu? Student? Pasjonat kolei?

Pozostały mi jeszcze dwie godziny do pierwszego pacjenta. Co porobię w tym czasie? Może spróbuję wspomóc się kawą z Żabki? Albo z kawiarni na dworcu? Obie smakują tak samo dobrze.

Jadę pociągiem. 

sobota, 20 listopada 2021

Jeszcze nowszy post

 Tak tylko chciałam napisać i pochwalić się, że żyję i to całkiem nieźle. Pracuję tam, gdzie pracowałam, jestem już prawie na półmetku specjalizacji. Koleżanki z pracy są w porządku i pacjenci chyba mnie lubią. A do tego przyjechałam do rodziny na weekend i przyjemnie się nam rozmawia, bez kłótni i płaczu.

Piszę.

Czasem ogarnia mnie jeszcze psychiczna niemoc, jednak uczę się sobie z tym radzić. Nie nie mieć jazd, tylko żyć z nimi. Współgrać z własnym mózgiem. 


czwartek, 23 września 2021

Nowy post

 Dziwnie się czuję, zaglądając tu po tak długim czasie. Opowiem krótko, co u mnie.

Pracuję nadal w małej przychodni, ze wspaniałymi koleżankami i szefostwem, które mnie wspiera. Myślę, że znalazłam swoje miejsce na przynajmniej kilka lat.

Odbyłam hospitalizację na oddziale psychiatrycznym zamkniętym, a potem osiem tygodni na dziennym. Bardzo mi pomogli, dobrali leki i poprowadzili terapię.

W życiu prywatnym nie jest najgorzej. Nie kłócę się z mamą. Realizuję się artystycznie pisząc i malując. Czasem też czytam.

To chyba na razie na tyle.

niedziela, 23 maja 2021

Ten dzień, kiedy runęły mury (to z poprzedniej hospitalizacji)

Wyszłaś z budynku. Ktoś otworzył przed tobą białe drzwi, a ty przekroczyłaś próg i tak to jakoś poszło. Już nie należałaś do TAM, teraz byłaś na zewnątrz. Natychmiast zerwana została więź z ludźmi, pacjentami. Chciałaś napisać do rodziców, ale nie miałaś odwagi. Magnolia była w pracy. 

Świeciło słońce, na czystym niebie widać było jedynie poblask jego promieni. Dookoła panowała cisza, jedynie trawy szumiały lekko mimo braku wiatru. Budynki szpitala psychiatrycznego w okropnych pastelach trwały niczym monumenty przeszłości. Tam, za ścianami życie toczyło się tu i teraz, nikt nie myślał o wyjściu tak na serio. Oczywiście, ludzie snuli plany, prosili lekarzy o wypis, ale wolność była tak nierealna, tak nieokreślona, że nie było sensu zbyt twardo stąpać po trawiastej ziemi. 

Pod butami czułaś chodnik, na twarzy ciepło. W rękach trzymałaś cały swój dobytek z ostatnich tygodni, niczym turysta wracający z dalekiej podróży. Miałaś przy sobie też schowane głęboko klucze do mieszkania i bilet na autobus. 

Nabrałaś głęboko powietrza, uśmiechnęłaś się wyćwiczonym grymasem. Jeszcze nie czułaś emocji, było za wcześnie, ta chwila jednak tego wymagała. Poprawiłaś torby na ramieniu i w dłoniach. Byłaś gotowa? Tak. Nie. Chyba. 

Krok za krokiem, lewa, prawa, lewa, prawa, zmierzałaś ku szlabanowi. Za ten szlaban nie wolno było wychodzić nikomu z pacjentów, nawet tym, których wypuszczano na spacery niczym stado owiec na łąki poza zagrodą.

- Dzień dobry – przywitałaś się ze światem.

Świat nie odpowiedział na głos, ale czułaś tę odpowiedź w sobie i dookoła siebie. Boska przyroda dawała ci znak: wracasz do domu.

- Dziękuję – szepnęłaś pod maseczką.

Koronawirus, jak dawno nie miałaś z nim do czynienia! Pandemia szalała, ale ciebie to nie dotyczyło, ty byłaś chroniona murem, kratami w oknach i brakiem odwiedzin. 

Minęłaś szlaban. Strażnik nawet nie spojrzał na ciebie ze swojej kanciapy. Ulica mijała cię powoli, zaś chodnik szarzał, byś odróżniła go od żółto-niebieskiego linoleum na oddziale. Sięgnęłaś do kieszeni – klucze są. Dowód osobisty, karta płatnicza, telefon. Reszta jest nieważna. Przecież te koszulki i spódnice nadal pachniały szpitalem. 

Rozejrzałaś się, szukając jeszcze raz tęczowego blasku naszej gwiazdy. Słońce świeci. Chodnik szarzeje. Trawa szumi. Strażnik obserwuje. Szlaban chroni. Chmur nie ma. Samochody stoją. Czujesz pewien niepokój.

A jeśli to wszystko jest snem? Jeśli nie wyszłaś ze szpitala? Jeśli nigdy do niego nie trafiłaś? Jeśli ten cały koszmar zacznie się od nowa? Dotknęłaś twarzy: jest. Znowu te myśli. Nigdy tak naprawdę się ich nie pozbyłaś. Mimo leków nadal ktoś obserwuje, idzie za tobą. Nadal życie jest snem. Tabletki tylko przytłumiały te objawy, zakrywały je. Ale myśli ciągle tkwiły gdzieś głęboko między skórą a oponą twardą mózgu. 

Byłaś marzycielem.

Postawiłaś kolejny krok. Wolny krok. Nieśmiały. Nagle zatrzymały się przy tobie dwie blondwłose kobiety, przybyłe nie wiadomo skąd, jakby z Niebios. Czyżby?

- Może zawieźć panią do domu? - zaproponowała blondynka numer jeden.

- Jesteśmy samochodem – to blondynka numer dwa.

Przytaknęłaś, wsiadłaś do auta po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Byłaś marzycielem, ale na ludzkiej ziemi. 

poniedziałek, 3 maja 2021

Biel

Oddziały szpitalne są białe. Biali lekarze chodzą wśród białych ścian, biała pościel i białe łóżka z bladymi pacjentami. Biel w głowie tych pacjentów. Niektórzy widzą przez chwilę tylko taką biel, nic innego, a potem neurony wybuchają barwami. Kalejdoskop.

Pociechą w tej bieli są kolorowe słodycze, przemycana czekolada z paczek od rodziny, na którą już przy wejściu czają się współpacjenci. Słodycz,, biel cukru, wina duszy. Na neuroleptykach cukier i cukierki są bezcenne. Ale nie wolno. 

Nie jem slodyczy, mój żołądek jest niewinnie różowy, tylko raz koleżanka dała mi batonik, ponieważ widziała, że schudłam na szpitalnym wikcie. Nie lubię tutejszego jedzenia, przyjaciółką i chłopak ślą dobrą strawę. Kolorowe smoothie, delikatny miąższ bananow i mango.

Jedyna biel, jakiej się wyzbyłam i to podczas poprzedniej hospitalizacji, to mleko. Piłam do kawy, nawet litr dziennie, a przestałam pić w ogóle, bo trzeba trzymać w lodówce, a chorzy podppijają. I to prosto z butelki. Jak cię nie lubią, wypiją całe, zostawią tylko troszkę, ale ze swoimi opryszczkami.

Teraz oglądam biel skóry, która nie widziała słońca od wielu dni. Ostatni spacer w zeszłym tygodniu, stadko białych, zbladłych owiec o pokrytych sierścią nogach. Nie mam maszynki do golenia, nie wolno, chociaż ja się nie cięłam, nie chcę śladów. Chodziliśmy po ścieżkach i chodnikach, by zatęsknić za takimi spacerami i zdrowieć, spiesząc się do wyjścia.

Pojutrze do domu. 

niedziela, 25 kwietnia 2021

Tak się złożyło

 Tak się złożyło, że znowu jestem pod wspaniałą opieką naszych pomorskich medyków. Mili pomarańczowi panowie zaprowadzili mnie do swojego powozu. Potem już tylko raz spytano mnie o zdanie, gdy musiałam podpisać papiery. I tak kwitnę tu do dzisiaj, a w następnym tygodniu dowiem się, kiedy wyjdę na pół-wolność, czyli oddział dzienny.

Życie w szpitalu nie jest życiem nudnym, czarno-białym. Ma kolory tabletek, biel pościeli, tęczę ubrań do prania przekazywanych rodzinie przez podwójne drzwi. Covid. Ma kolory obiadu, nieco spłowiałe. Kolor blizn na rękach młodych dziewcząt, które się cięły. Kolor siniaków od pobierania krwi.

Nie musimy nosić maseczek. Covid jest tylko kolejną informacją statystyczną w sali telewizyjnej, izolatką dla nowych pacjentów, brakiem spotkań z rodziną. My kaszlemy krztusząc się chlebem z kolacji, a personel blednie wtedy na myśl o covidowym kaszlu. Zamknęliby cały oddział.

Tęsknię za domem, za moim Love, za rodzicami. Nikt nie może nawet podejść pod drzwi, covid. Siedzę teraz sama na sali, patrzę na biało-żółtą ścianę i mały telefon. Chyba czas kończyć. 

niedziela, 14 marca 2021

Przypadek

Zetknął nas przypadek, miły przechodniu, zamknęłam oczy, gdy mnie mijałeś. Bałam się, że pójdziesz za mną w nieznane, ja zginę, a ciało pokryją larwy, a Ty zatracisz się w moim świecie, który stanie się Twoim udziałem. Zetknął nas przypadek nijaki - jak nijakie jest moje Ja w życiu, którego nie jest mi dane doświadczyć. Doświadczanie stało się dla mnie wewnętrznym dialogiem z nicością. 

Przechodniu, Ty widziałeś dziewczynę, ładną, chociaż może nieco smutną, zwyczajnie ubraną i z nadwagą. Przypadek sprawił, że może zapamiętasz mnie na jakieś kilka minut, ponieważ jakieś wrażenie zrobił na Tobie wzrok spomiędzy czapki i maseczki. Pusty wzrok pełen szarości nieba.

Potem zapomnisz mnie, tam gdzieś w pociągu, a może w samochodzie, a nawet i w sklepie. Bo co Cię obchodzę ja, taka sama, a zapominająca powoli siebie. Zapominam cyfr i liter, kodów ICD10, zapominam porządku i twarzy, zapominam uczuć i zrobić zakupy. 

Dementia, decorticatio, decerebtatio. 

Disorder, disease, disaster.

Weltschmerz. 

Jestem zmęczona, ale do teraz nie wiem czym. 

sobota, 20 lutego 2021

I love him

 Ta jedna osoba dała mi ukojenie. Ta jedna osoba dała mi "nastrój dobry, afekt dostosowany". Ta jedna osoba dała mi miłość. 

Ta jedna osoba dała mi jabłuszko


Kocham go.
Wiem, że w chorobie trzeba czasu, cierpliwości, wsparcia. I wiele litrów kawy upłynie, zanim człowieka ustawią. A co nam pomaga? Rodzina, przyjaciele, partner/ka. Ja jestem dla niego, a on dla mnie.
Siedzimy sobie razem.
Dziękuję.

niedziela, 14 lutego 2021

Szczepienie

Od ponad miesiąca jestem szczęśliwą posiadaczką szczepionki na koronawirusa. Powiem więcej - chyba nawet miałam prawdziwego nopa. Bo przez dwa tygodnie często coś śmierdziało, mimo, że nie miało co. Po raz pierwszy w życiu nopek.

Do tego jakieś zaburzenia pamięci mi się włączyły. Skąd wiem? Zapominam kodów icd10, a także mylą mi się litery tych kodów. To problem przy szybkim obrabianiu pacjentów. Kilka razy wykręciłam zły numer... Może przeszłam tę koronę, tylko o tym nie wiem?

Ale jest w tym wszystkim jeden dobry fakt: jeśli to przez szczepienie, gute Spritze, i umrę, ti będzie przestroga dla innych!

Mam nadzieję, że to się skończy - jakkolwiek.

W tym roku 32 lata... jak to zleciało. Z tego 1/3 prawie bez wspomnień lub takich jak za mgłą. Te studia to zła zabawa. Ale praca fajna!

piątek, 5 lutego 2021

Toruń – Miasto Aniołów

Szanowna Pani Orchideo, kiedy to się wszystko zaczęło? Te twoje baśnie? Wtedy latem, gdy spacerowałaś po słonecznym Toruniu, po ulicy Warszawskiej, otoczona barwnymi, secesyjnymi kamieniczkami? Byłaś wtedy młoda, piękna i pełna zapału. Radość życia – ot cała twoja głowa.
- Do widzenia! - powiedziałaś ulicy, kamienicom i słońcu. Już nie byłaś dzieckiem.
- Jeszcze się zobaczymy – odpowiedział Stary Rynek.
- Wisłą przypłynę wpław, by was ujrzeć.
Zabrzmiał ostatni dzwonek w IV Liceum Ogólnokształcącym, dzwonek zwiastujący wakacje. Nie dla ciebie jednak, nie tym razem. Ty już na wieki utraciłaś status ucznia, by ugrzęznąć w gęstym i gorącym jak to lato oczekiwaniu na legitymację studencką. Płakałaś po swoim stabilnym życiu, jednak wieczorami, naga w wannie, pisałaś wiersze o Nieznanym.
Przechadzałaś się jeszcze Szeroką, wzrokiem omiotłaś stary budynek Empiku, twoją Mekkę. Pomachałaś Flisakowi i Kopernikowi, pogłaskałaś żaby. Wszystkie.
- Panie Mikołaju, daj mi swoją mądrość, bym nie zginęła w obcym świecie.
- Orchideo, ja dam ci mądrość, ale o siłę i szczęście proś swojego nowego przyjaciela, Neptuna.
Żaba zakumkała w oddali, wypolerowany osiołek mrugnął złotym okiem. Grajek brzdąkał na gitarze „Highway to Hell”, a w takt gruchały gołębie sprzed ratusza.
Spakowałaś te wszystkie słowa i obrazy do walizki zamykanej na szyfr. Taka walizka okrąża pół świata przed swoją śmiercią na wysypisku. Teraz start: Toruń, destynacja: Gdańsk. Bagaż doświadczeń jest cięższy niż udźwignie półka w pociągu. Tylko Ty go uciągniesz.
W przedziale siedziało siedem osób, niepewność, wiara, nadzieja, miłość i osiemdziesiąt procent z matury. Skład relacji Zakopane – Gdynia. Za oknem smugi żółte, zielone, błękitne i złote, w głowie smugi różowe, brokatowo połyskliwe. Twarze współpasażerów skamieniały w milczeniu, nieco wstydliwie, jakby w szumie między uszami rodziły się potencjalne dialogi.
- Pani do Gdańska?
- Do Sopotu, na wakacje.
- Późne to wakacje.
- A dopiero urlop dostałam
Ale żadne z tych słów nie wybrzmiało. Tylko nieskończona cisza między taktem kół wymawiała co sekundę twoje imię.
- Orchideo, Orchideo, Orchideo, Laskowice Pomorskie, Orchideo, Orchideo, Orchideo, Tczew, Orchideo, Orchideo, Orchideo, Gdańsk Główny...
Wysiadłaś we Wrzeszczu, pięknym, starym Wrzeszczu z wyjątkowo brzydkim dworcem. Z tamtego lata zapamiętasz ten dworzec i walizkę podskakującą na nierównościach peronu. Mądrość Kopernika mieszała się i tłukła niczym kryształ.
Pod koniec upalnego września jeszcze raz wyciągnęłaś obrazy Torunia i narysowałaś wszystkie na kartkach bloku technicznego, zwykłym ołówkiem, by nie rozsypały się w szrot. Szkic bez kolorów, bo kolory trzymałaś schowane głęboko za siatkówką oczu, niedostępne dla złodziei marzeń. A byłaś marzycielem.
Podczas immatrykulacji słuchałaś monologu rektora z dumą przynależną ludzikowi sukcesu. Jednemu z setek ludzików w Gdańsku i tysięcy w Polsce. Na katedrze przemawiała twarz, która wywalczyła najwyższy wynik matury ze wszystkich aplikujących. Ona nie była ludzikiem sukcesu – ona była sukcesem. Ty zaczynałaś nowe życie jako szary ludzik.
Byłaś marzycielem.

niedziela, 3 stycznia 2021

Postanowienia noworoczne level '21

Przetrwać w świecie medycyny, świecie dziwnym, groźnym i nieprzyjaznym. Full of zasdzkas, jak to mawiają.

Mała przychodnia to wspaniałe miejsce w porównaniu ze szpitalem-molochem. Tu da się spełniać marzenia o zwyczajnej i spokojnej pracy małej lekareczki. No i czas - na życie, odpoczynek, książki, te medyczne i te innoświatowe. 

Nie chcę rano zapitalać w panice taryfą na trwającą już odprawę, tylko spokojnie wypić sobie kawkę i zmotywowana nadchodzącym dniem jechać do pracy. 

Chcę, żeby z głową było dobrze. Żadnych szpitali, mniej piguł, stopy twardo na ziemi. Życie dniem, nie nocą, pisanie o szczęściu. I chcę dalej rozwijać swoją pasję, jaką jest to pisanie. To dla siebie i to dla bliskich - rodziny i znajomych. Piszę teraz dla kogoś: dla PRZYJACIÓŁ, ponieważ wreszcie ich mam.

Chcę być dobra dla tych przyjaciół, dla mojej rodziny. Chcę im podarować siebie i coś od siebie. Chcę ich zrozumieć. 

Następnego Sylwestra chcę spędzić dokładnie tak jak tego: w ramionach najcudowniejszego mężczyzny pod słońcem. :)