niedziela, 28 sierpnia 2016

Dyżurowo



Piszę ze swojego pierwszego niedzielnego dyżuru. Pełne dwadzieścia cztery godziny samotnie w pracy. I po raz pierwszy bez wsparcia starszych lekarzy, gdyż nie mam nikogo znajomego na Oddziale Ratunkowym. Po pierwszych kilku godzinach dyżuru miałam już jedno toczenie krwi, obchód całego oddziału, zlecenia wielu leków, głównie przeciwbólowych, konsultację internistyczną na kardiologii, kontrolę leczenia przeciwkrzepliwego u kilku pacjentów, a także zamawianie na cito krwi u pacjentki, której od wczoraj spadła hemoglobina, co zauważyłam tylko dlatego, że coś mnie tknęło i sprawdziłam. Ach, no i zapomniałabym o kilku rodzinach pacjentów, które koniecznie dziś, w niedzielę, musiały porozmawiać na temat swoich bliskich. Dla każdego znalazłam chwilkę, w końcu gdyby mój krewny trafił do szpitala, sama też popędziłabym dowiadywać się, co się z nim dzieje.
Oprócz tego kupiłam sobie trzy kawy i zdołałam napisać ten tekst. Nawet nie zauważyłam, jak minęło siedem godzin! Spędzam swoje życie w pracy... Może zdołam się nawet zdrzemnąć w nocy? Na pierwszym dyżurze nie udało mi się to, ale na następnych już tak. Ta niedziela jest pracowita, ale noc zapowiada się spokojnie, gdyż nie mamy wielu wolnych miejsc na oddziale, co oznacza, że będzie mało przyjęć. A SOR-owcy lubią przysyłać nam pacjentów w nocy, gdy wszyscy inni chorzy smacznie już śpią.
Kawa się kończy, otwieram ciasteczka. Telefon.
- Pani doktor, proszę o zlecenie na krew dla pana Berdzkiego.
- Jasne, już lecę.
- No chyba że pani woli toczyć po nocy – śmieje się pielęgniarka.
- O nie!
W nocy to jam mam zamiar chociaż na chwilę zawinąć się w kocyk. Zanoszę potrzebną kartkę, idziemy z pielęgniarką, panią Anią, zmierzyć temperaturę. Trzydzieści siedem cztery. Toczymy. Opiekunka medyczna idzie z dokumentem po krew, a ja wracam do dyżurki i zaglądam na facebooka. W biegu odpisuję cieszącym się wakacjami internetowym znajomym.
O piętnastej mija ósma godzina dyżuru – jedna trzecia za mną. Już się cieszę na ósmą trzydzieści, kiedy to po odprawie i po przeczytaniu raportu mojego autorstwa wyjdę z dużego, białego budynku w brzoskwiniowej spódniczce na piękną, letnią, słoneczną pogodę doprawioną poranną rześkością.
Pozdrawiam was wszystkich z dyżuru! :)

piątek, 12 sierpnia 2016

Depresyjna interna.

Uff, tydzień się kończy - i to kończy się długim weekendem! Trzy dni wolności, obijania się w domu, jedzenia smacznych rzeczy i wysypiania się. Długo? Dla mnie długo, od kiedy, pracując, nauczyłam się cieszyć każdym wolnym dniem i odpoczywać podczas chociażby zwykłego weekendu albo jednego dnia urlopu "na żądanie". :)
Ale o czym to ja chciałam dziś napisać? A tak, o moich pacjentach. Po dramatycznym miesiącu, kiedy to pracowaliśmy we czworo-pięcioro na cały oddział (wiadomo, sezon urlopowy), od wczoraj podołączali do nas - wypoczęci już - lekarze "pourlopowcy". Dlatego dziś miałam tylko sześcioro pacjentów. Ale czy "tylko sześcioro"?
Pani numer jeden, sto dwa lata, bez kontaktu, leżąca. Właściwie niewiele do zrobienia, walczymy z kolejnym zapaleniem płuc.
Pani numer dwa, również bez kontaktu, leżąca, osiemdziesiąt lat, niegdyś lekarka. Do tego z martwiącym się, dbającym synem. W rentgenie z Oddziału Ratunkowego jakieś dziwne zmiany w płucach. Zleciłam USG brzucha. Rozsiane zmiany nowotworowe. Załatwiam hospicjum.
Pani numer trzy, wodobrzusze do diagnostyki, czyli w brzuchu zbiera się płyn. Pytanie: skąd. Podwyższone markery nowotworowe, jakieś powiększone węzły chłonne i jajnik. Czyżby - rak?
Pan numer cztery, świeżo wykryte dwa guzki w płucu. Biopsja nieudana, załatwiam głębszą diagnostykę w klinice. W tomografii: duża masa guzowato-węzłowa w śródpiersiu. Czyli najpewniej - rak. We wtorek druga biopsja.
Pan numer pięć, przyszedł do nas na przetoczenie krwi przed kolejnym cyklem chemioterapii. Rozsiany rak żołądka. Okazało się, że potrzebował aż dziewięciu jednostek krwi, żeby jako tako wydobrzeć. Dziś go wypisałam, ale pewnie niedługo wróci, jeśli w tym czasie nie umrze.
I w końcu pan numer sześć - uwaga! - cukrzyca! Zdrowy człowiek, tylko do rodzinnego poszedł z objawami cukrzycy i mu wyszła glukoza czterysta. Ustawiany na insulinie, ale bez żadnych powikłań, zadowolony wyszedł dziś do domu.
Miałam mieć jeszcze siódmą panią, ale wczoraj zmarła. Rozsiany rak płuca z przerzutami do mózgu. Przedwczoraj mi płakała, że jej włosy nie odrastają po radioterapii.

Nareszcie weekend.