piątek, 12 sierpnia 2016

Depresyjna interna.

Uff, tydzień się kończy - i to kończy się długim weekendem! Trzy dni wolności, obijania się w domu, jedzenia smacznych rzeczy i wysypiania się. Długo? Dla mnie długo, od kiedy, pracując, nauczyłam się cieszyć każdym wolnym dniem i odpoczywać podczas chociażby zwykłego weekendu albo jednego dnia urlopu "na żądanie". :)
Ale o czym to ja chciałam dziś napisać? A tak, o moich pacjentach. Po dramatycznym miesiącu, kiedy to pracowaliśmy we czworo-pięcioro na cały oddział (wiadomo, sezon urlopowy), od wczoraj podołączali do nas - wypoczęci już - lekarze "pourlopowcy". Dlatego dziś miałam tylko sześcioro pacjentów. Ale czy "tylko sześcioro"?
Pani numer jeden, sto dwa lata, bez kontaktu, leżąca. Właściwie niewiele do zrobienia, walczymy z kolejnym zapaleniem płuc.
Pani numer dwa, również bez kontaktu, leżąca, osiemdziesiąt lat, niegdyś lekarka. Do tego z martwiącym się, dbającym synem. W rentgenie z Oddziału Ratunkowego jakieś dziwne zmiany w płucach. Zleciłam USG brzucha. Rozsiane zmiany nowotworowe. Załatwiam hospicjum.
Pani numer trzy, wodobrzusze do diagnostyki, czyli w brzuchu zbiera się płyn. Pytanie: skąd. Podwyższone markery nowotworowe, jakieś powiększone węzły chłonne i jajnik. Czyżby - rak?
Pan numer cztery, świeżo wykryte dwa guzki w płucu. Biopsja nieudana, załatwiam głębszą diagnostykę w klinice. W tomografii: duża masa guzowato-węzłowa w śródpiersiu. Czyli najpewniej - rak. We wtorek druga biopsja.
Pan numer pięć, przyszedł do nas na przetoczenie krwi przed kolejnym cyklem chemioterapii. Rozsiany rak żołądka. Okazało się, że potrzebował aż dziewięciu jednostek krwi, żeby jako tako wydobrzeć. Dziś go wypisałam, ale pewnie niedługo wróci, jeśli w tym czasie nie umrze.
I w końcu pan numer sześć - uwaga! - cukrzyca! Zdrowy człowiek, tylko do rodzinnego poszedł z objawami cukrzycy i mu wyszła glukoza czterysta. Ustawiany na insulinie, ale bez żadnych powikłań, zadowolony wyszedł dziś do domu.
Miałam mieć jeszcze siódmą panią, ale wczoraj zmarła. Rozsiany rak płuca z przerzutami do mózgu. Przedwczoraj mi płakała, że jej włosy nie odrastają po radioterapii.

Nareszcie weekend.

10 komentarzy:

  1. Taka w sumie onkointerna ;(.

    I dzięki za przypomnienie, że w poniedziałek wolne... Muszę zrobić zapasy żywności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki mamy oddział: połączenie geriatrii, onkologii i domu pomocy społecznej...

      A co do poniedziałku, to ja niby zapasy mam, ale pewnie o czymś zapomnę, na co najdzie mnie ochota, więc liczę na otwartą pobliską Żabkę. ;)

      Usuń
  2. Musisz koniecznie zmienic prace - bo wydaje mi sie ze nie potrafisz sie dystansowac. Nie potrafisz zamknac spraw w szpitalu - ja tez nie potrafilem. A to wypala. Pracowalem w Niemczech na wielkim oddziale w 6 szpitalach gdzie w ciagu 5 lat samobojstwo popelnilo 7 anestezjologow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze myślałam, że moim problemem jest raczej brak empatii, niż jej nadmiar... Ten post był raczej ku przestrodze dla tych, co chcieliby iść moją drogą, niż jako ukazanie moich własnych emocji. Ale w razie czego mam plan B. :)

      Usuń
    2. Co do planu B- ja tez poszedlem ze szpitala. Nie ma to najmniejszego sennsu, przyszlosc zadna. Zajac sie trzeba rodzina i zyc.Zycie ma sie jedno tylko. A niewielu lekarzy moze w zyciu wybierac to co chce robic, zagranica karty tez rozdane i nawet zasady bardziej dzikie. Ex definitionem jest sie gorszym sortem, wiec...nikogo nie obchodzisz i wszyscy maja Ciebie w dupie. Kto nauczy sie z tym zyc zajdzie dalej.

      Usuń
  3. Nic dziwnego, że anestezjolodzy...ostatnio robiłam statystyki u nas na OIOMie, to na 15 pacjentów tylko 1 wypisywany z oddziału...reszta zgon...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nalezy do zawodu...raczej burn out. Sam mialem mysli samobojcze kiedys jak bylem systemowo w Niemczech uwiklany w overtreatment i nieetyczne dzialania - wentylowanie zwlok, przewlekanie terapii, anulowanie konsylium o zaprzestanie uporczywej terapii etc.

      Sam zgon nie jest najgorszy. Walczysz jak lew a potem - sepsis related neuropathy/myopathy/dementia...

      Pracujesz w przetworni. Odhumanizowanej przetworni. Jak jest presja na wyniki finansowe to musisz robic rzeczy niekoniecznie zgodne ze swiatpoogladem. Szef mowi -reanimujemy zwloki to reanimujemy. Dyskusja rowna sie smierc zawodowa. Koniec. Maluczkich o zdanie nikt nie pyta

      Usuń
    2. Z tym się jeszcze nie spotkałam, u nas to raczej na odwrót: większość pacjentów DNR, jak pielęgniarka dzwoni, że umarł, to umarł: "Dzwońcie po EKG, wezwijcie trumnę". Nikt na siłę nie ratuje.

      Usuń
    3. Bo w tym urok NFZ- ryczalcik i tyle. A jak ktos jest prywatnie ubezpieczony to ubezpieczenie placi za kazda dobe wentylacji pod respiratorem. Im dluzej zwloki leza konserwowane antybiotykami tym lepiej finansowo. Nieetyczne ale straszne i praktykowane

      Usuń
    4. Wow, z taką zabawą się jeszcze nie spotkałam.

      Usuń