piątek, 28 sierpnia 2015

Krótko o pracy

Dzisiaj zawiłości mojej pracy: teoretycznie zaczynam pracę o siódmej, kończę druga trzydzieści pięć. Siedem godzin i trzydzieści pięć minut. Do tego dyżury. Ograniczone Prawo Wykonywania zawodu, które posiadam ma moc tylko w miejscu pracy, poza szpitalem stażowym zawodu wykonywać nie możemy. A co, jeśli praca nam się przedłuży? Jeśli mamy tonę przyjęć i wypisów i okaże się, że siedzimy do trzeciej, czwartej? Nie żeby ktoś miał nam za to płacić. 
Jedyną nadzieją, że nikt się do niczego nie doczepi, jest brak mojego nazwiska i pieczątki pod tymi wszystkimi dokumentami. Podbija się "opiekun stażu". 
Jeszcze dwa miesiące takiej pracy i potem... No cóż, nie wiem, co potem. Jeśli dostanę PWZ, to idę do roboty, jeli nie, to pewnie... pójdę do roboty. ;) Tylko innej.
Przyzwyczaiłam się do pracy. Nie żebym ją wyjątkowo kochała; na razie głównie dłubię papiery. Ale mam powód, by wstać rano z wyra, wypic kawę, łyknąć trzy tabletki i wyjść z domu. Praca nadaje ton mojemu życiu. To w pracy spotykam ludzi, rozmawiam z nimi. Właściwie tylko tam istnieje jakieś życie społeczne, nie tylko na poziomie relacji lekarz-pacjent, ale też ja-znajomi.
Szkoda by było, gdyby mi tego zabrakło. Dlatego grzecznie łykam moje psychiatryczne cukierki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz