poniedziałek, 12 marca 2018

Atmosfera

W czasie specjalizacji byłam już na kilku oddziałach, na stażu podyplomowym również. Studiów nie liczę, gdyż jako student człowiek mniej udziela się w szpitalnym życiu, a częściej podpiera ściany i zbiera wywiady w dziesięciu na jednego pacjenta. Tak więc łącznie w samej pracy zwiedziłam dobre kilkanaście oddziałów czy klinik. 
I prawie wszędzie było podobnie, to znaczy gwarny korytarz, po którym biegali pacjenci, pielęgniarki, rodziny i znajomi chorych, lekarze i pozostały personel, w zależności od oddziału: opiekunowie, salowi, ratownicy, rehabilitanci, sekretarki. Na salach pacjenci siedzieli na łózkach, leżeli albo chodzili. Jeździły wózki z posiłkami, stoliki z lekami, łóżka z chorymi. Niektórzy chodzili do toalety, pchając za sobą stojaki z zawieszonymi kroplówkami. Działo się.
Wszystko tonęło w morzu hałasu, barw, chaosu. Tego dziwnego, zorganizowanego hałasu, jaki możliwy jest tylko w wielkich molochach pełnych ludzi. W tym wszystkim - ja. Mały trybik w machinie Medycyny. A ja bardziej lubiłam kilka godzin tego pędu niż dłużyznę dyżurów. 
Wiadomo, że na dużych oddziałach jest ta atmosfera wyraźniejsza i gęstsza niż w małych, czasem wręcz kameralnych. Spokojniej wydaje się być na niektórych klinikach, gdzie pacjentów jest mniej, ale za to więcej jest ciężkich i niechodzących. Wtedy życie biegnie ciszej i na salach, gdzie gromadzą się rodziny, przemykają pielęgniarki i lekarze. W nowych budynkach gdańskiego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego ciszy przydaje też przestronność i sterylny wygląd pomieszczeń. Idąc długimi, szerokimi korytarzami nierzadko jest się samym i słyszy się tylko odległe kroki i szumy. 
Największe stężenie ciszy tkwi oczywiście na Oddziale Intensywnej Terapii, gdzie korytarze są wymarłe poza godzinami obchodu, gdyż pacjenci śpią, rodzin się nie wpuszcza, pielęgniarki i rehabilitanci zajmują się chorymi na ich salach. Tam człowiek przechodzi przez podwójne drzwi z magicznym guzikiem domofonu, mija krąg płaczących w milczeniu rodzin i dostaje się na Inny Świat Korytarza. Stamtąd wchodzi się na sale chorych, także nieme, jednak szumiące i dzwoniące licznymi urządzeniami, które utrzymują pacjentów przy życiu i monitorują ich stan. 
Na Internie również wielu pacjentów śpi, niektórzy nawet z mózgiem zniszczonym chorobami, uśpieni leżą aż do śmierci, jednak reszta leżących nadrabia rozmową, krzykiem, jękiem, stukotem stojaków od kroplówek, chodzików, lasek, stóp. Zaś my - personel - przydajemy temu miejscu swoim pędem tej niezwykłej atmosfery szpitala. Atmosfery, jakiej nie jest w stanie przedstawić żaden medyczny serial. ;)

2 komentarze:

  1. No tak, to prawda, że darzymy lekarzy zaufaniem. Oni są dla nas wyrocznią, powinni znać się na tym, czym się zajmują. Wychodzimy z założenia, że jeśli przepisują nam takie medykamenty https://dlapacjenta.pl/ , to możemy na nich polegać. A oni nie zawsze są warci naszego zaufania.

    OdpowiedzUsuń