niedziela, 3 lutego 2019

"Czy warto było spalać się", czyli przemyślenia

Tak się zastanawiam. Czy wybrałabym medycynę po raz drugi? Czy gdyby cofnąć czas albo, co bardziej prawdopodobne, dać mi pieniądze na nowy start, kontynuowałabym to, co robię? 
Myślę, że odpowiem tak, jak odpowiedziała większość lekarzy na Konsylium24, lekarskim forum. Nie. Ale... dlaczego? Nie, nie chodzi mi o zarobki, na nie nie narzekam. Mam duże dopłaty, dodatki. Stać mnie na utrzymanie siebie i dopłacanie rodzinie. Nie chodzi mi o atmosferę pracy, chociaż wiem z doświadczenia, że ta bywa obrzydliwa i deprymująca. Teraz nie narzekam. Nie chodzi mi o przepracowanie, bo bez dobowych dyżurów nie narzekam też na czas pracy. Śpię w nocy, pracuję w dzień, kończę po południu i mam czas dla siebie. Więc...?
Więc odpowiedzialność. Teraz daję radę, ale już czuję jej oddech na plecach. Wszystko, co zrobię, odbije się na cczyimś zdrowiu czy życiu. To, co zrobię i czego nie zrobię. To, co zrobi pacjent z moim leczeniem i czego nie zrobi z własnej woli, ale za moim przyzwoleniem. Już teraz chodzę do pracy z drżeniem serca, że coś źle zrobię i komuś stanie się przez to krzywda. To bardzo, bardzo wypalające.
Pielęgnuję swoje pasje, cały czas uczę się pracować z człowiekiem, doskonalę swoje kompetencje miękkie, żeby kiedyś, w razie czego, móc się szybko przebranżowić. Medycyna jest piękna, ale jak jest się młodym, pełnym życia, wiary i ideałów. Potem staje się męczącym rzemiosłem. Tego chcę uniknąć. 
Teraz i tak jestem w komfortowej sytuacji: pracuję od do, nie mam nocek, właściwie to robię jak w korpo i nieźle na tym zarabiam. Ale jednak cały czas ta odpowiedzialność, ten niepokój. Łatwiej by mi było pracować w mniej płatnym, ale i mniej wymagającym zawodzie. Nie wymagającym mniej pracy, bo pracować mogę. Wymagającym mniej odpowiedzialności. Może praca w zespole? To mi dobrze wychodziło w szkole. Ale praca to nie szkoła. 
Zastanawiam się, co po specjalizacji. Dalej bawić się w lekarza? Czy jednak odpuścić udawanie, że ma się wpływ na życie i śmierć i iść do jakiegoś znośnego korpo? Takiego z przerwą na lunch i dedlajnami? Z kartą multisport i tysiącem nowych znajomych, do których będę się uśmiechać?

3 komentarze:

  1. A w życiu! Nikim innym nigdy nie chciałam być i podejrzewam, że w przyszłości też nie będę chciała. Odpowiedzialność- każdy zawód ma jakąś, u nas akurat ta z wyższej półki. Trudne chwile bywają często. I choć wkurza mnie traktowanie medycyny jako powołania (akurat powołaniem się nie ubiorę i rodziny nie nakarmię), to nie jest to do końca tylko zawód, trzeba mieć w sobie jakąś iskrę, żeby być dobrym lekarzem i nie spalić się zbyt szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z odpowiedzialnoscia bym polemizowal. Nie, nie mam na mysli specjalizacji typu higiena czy cos innego.

      Uklady ukladziki - mozna kogos udupic, a jak jest sie w hierarchii wysoko to jest sie niemal Bogiem.

      po drugie medycyna nie przyciaga najlepszych bo gdzie indziej placa lepiej i jest inaczej niz w tym narcystycznym otoczeniu ludzi przekonanych o wlasnej wyjatkowosci i hiperegalitarnosci.

      Taki technik w elektrowni atomowej siedzacy przy pulpicie ma o wiele wieksza odpowiedzialnosc.

      taki kontroler lotow na lotnisku chociazby Chopina w Warszawie to ma odpowiedzialnosc.

      Jaka odpowiedzialnosc ma lekarz POZ w Pcimiu czy Pierdziszewie dolnym? Do ostrych stanow wzywa karetke S.

      To nie jest odpowiedzialnosc jakas szczegolna,

      Usuń
  2. Medyk helwecki, jasne, masz rację, że wiele zawodów ma większą odpowiedzialność niż lekarz. Nie napisałam, że lekarz ma największą ever. Ale jednak lekarz jakąś ma, nawet jeśli mniejszą niż x zawodów, to większą niż y innych. A poz w Pierdziszewie... cóż, do zawału wezwie karetkę, ale za to raka może nie rozpoznać. ;)

    OdpowiedzUsuń