Opowiem Wam pewną bajkę:
"Nie
tak dawno temu, ba, już w dwudziestym pierwszym wieku, za górami, lasami
i betonowymi miastami żyła sobie dziewczynka. Marzeniem jej było iść do
technikum hotelarskiego i pracować potem w wielkiej, luksusowej sieci
hoteli gdzieś na świecie. Miała już nawet upatrzone kilka wymarzonych
miejsc na swoje przyszłe, pełne radości życie. Tak, gdzieś w wielkich
ośrodkach przy plażach z bogatymi turystami z białym piaskiem przyklejonym do ciał.
Dziewczynka pilnie uczyła
się angielskiego i niemieckiego, a w wolnym czasie ćwiczyła alfabety
rosyjski i chiński. Stawała przed lustrem i wygłaszała eleganckie
przemowy powitalne dla niewidzialnych klientów. Z czasem słowa coraz
bardziej naturalnie opuszczały jej mózg.
Gdy miała
dwanaście lat i przeżywała pierwsze nastoletnie przyjaźnie na dobre i
na złe, zapraszała do siebie najbliższe jej sercu towarzyszki i przed
nimi na żywo odgrywała rolę recepcjonistki i kelnerki. W czasie wakacji,
gdy jej rodzice odpoczywali na Teneryfie, gościła również swoje
pierwsze dozgonne miłości.
W końcu nadszedł czas
wyboru szkoły średniej. Nie miała wątpliwości, że dostanie się do
wymarzonego technikum. Do testów przygotowywała się tygodniami, mimo że
już od pierwszych klas zawsze stawiano ją za wzór. Rokrocznie
otrzymywała nagrody i za wyniki w nauce, i za frekwencję. Przyszłość
jawiła się w jasnych barwach.
Tak więc nawet nie
zdziwiła się oglądając listę przyjętych do szkoły, na której jej
nazwisko wyświetliło się na zielono, martwiła ją tylko daleka, trzecia
pozycja. Trudno, pomyślała, nadrobię.
Szło jej dobrze.
Wrodzony wdzięk i lata ćwiczeń sprawiły, iż od początku wyprzedzała
kolegów i koleżanki na zajęciach praktycznych, a i klasyczne przedmioty
miała opanowane do kilku lekcji naprzód. Była z siebie dumna, a jeszcze
bardziej dumni byli jej rodzice.
Maturę zdała z
przedmiotów wymaganych na studia z zarządzania w Polsce, jednak w wakacje zdecydowała o rocznej przerwie w nauce poświęconej pracy w
pomniejszych hotelach i urokliwych pensjonatach. Po nabyciu wprawy w
pracy z prawdziwymi turystami i zapełnieniu konta w banku złożyła
papiery na studia w Wielkiej Brytanii. To był strzał w dziesiątkę.
Znakomite wykłady i długie godziny praktycznej nauki pozwoliły jej
zdobyć upragniony dyplom - i był to dyplom liczący się ma świecie. Teraz
mogła szukać pracy. Wiedziała, że początki nie będą różowe i w rok nie
zostanie śpiącą na banknotach gwiazdą. Miała w sobie jednak upór, wiedzę
i obycie, które w połączeniu ze śnieżnobiałym uśmiechem i figurą lalki
Barbie uplasowały ją na pierwszej pozycji na podium awansów.
Nie miała jeszcze ani jednej zmarszczki, gdy wspięła się na szczyt,
gdzie tylko kilka kroków dzieliło ją od mety, a metą tą był fotel
prezesa zarządu. W dal odeszły dziecięce marzenia o uśmiechaniu się do
turystów zza lady recepcji. Teraz jej nazwisko było znane w niejednym
kraju. Cieszyła się wręcz, że nazwisko to było krótkie i łatwe do wymówienia dla obywateli całego świata. Polskie znaki zaburzyłyby teraz
ustalony przez nią ład.
W swoje czterdzieste urodziny
stanęła na szczycie świata. Świata biznesu i pieniędzy. Pięknych hoteli w
pięknych miejscach, odwiedzanych przez pięknych ludzi."
CDN
Najwspanialszy z Polaków - Testoviron, powiedział na jednym z swoich wybitnych filmów, że studia w polsce to gó*no i po nich polacy mogą jedynie kłaść papę w USA.
OdpowiedzUsuńCóż, Polacy jakoś nigdy chyba nie palali sympatią do swoich wykształconych rodaków, pomijając wojny i powstania. ;)
OdpowiedzUsuń