Mija sześć lat od kiedy skończyłam studia i uzyskałam dyplom lekarza. Sześć długich i krótkich lat. Tyle, ile trwały same studia.
Przez te sześć lat osiągnęłam niebo i piekło, kilka razy dostałam od życia w łeb kijem (bez marchewki), kilka razy trafiła we mnie boska cząstka. A kilka razy byłam lekarzem.
Skończyłam staż podyplomowy w terminie, mimo groźby zawalenia z powodu frekwencji. Zaczęłam specjalizację, którą zawiesiłam, a po miesiącu bezrobocia - rzuciłam. Teraz jestem w punkcie życia, gdzie być może zaczyna się stabilizacja. Gdzie nie czeka się na przydział, tylko składa CV.
Mam przyjaciół.
Nie wierzę w zapeszanie, więc napiszę: od pięciu miesięcy czuję się po prostu dobrze.
Super :) coś mnie tchnęło żeby dziś tu wrócić.
OdpowiedzUsuńfantastycznie się ciebie czyta, dziękuję
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
OdpowiedzUsuń